7/11/2009

Regeneracja, czyli: skryta i cicha...


Praca freelancera jest jak rollercoaster :)



























Raz zlecenia sypią się tak, że nie wiadomo w co ręce włożyć: nie dosypiam, nie dojadam, regularne zajęcia z jogi oraz jogging, zastąpione zostają przez bieg z przeszkodami (z rozwianym włosem) przez aleje... galerii handlowych, lub "spacer drwala" z rozlicznymi reklamówkami w rękach (najczęściej jednak, obie te dyscypliny, uprawiam jednocześnie).
Nieliczne chwile refleksji nadchodzą, w momencie prasowania kostiumów, lub czyszczenia pędzli do make-upu, podczas kolejnych wizyt na planie...
Marzę wtedy o tym, żeby tak zwyczajnie poczytać zaległą prasę, posłuchać trójki, zrobić sobie maseczkę z zielonej glinki... albo zajrzeć wreszcie do książek, które w przypływie entuzjazmu i pod wpływem donośnego głosu serca, zakupiłam, licząc, że niebawem znajdę czas i energię by je przeczytać (o naprawie nadwątlonych stosunków z bliskimi i przyjaciółmi nawet nie wspominam...).
W wyniku tych rozmyślań, podświadomie dążę do spełnienia tych cichych, ale nie dających się łatwo zagłuszyć pragnień.
I tak nadchodzi czas spokoju.
Na początku jest panika, że jak to, że coś nie gra... przecież trzeba, z rozwianym włosem...
Ale później przypominasz sobie... o maseczce ;)
Korzystam z tego chwilowego odpoczynku, regeneruję umysł, ładuję akumulatory inspiracji, nadrabiam zaległości na uczelni - piszę pracę licencjacką.
Czego uczy mnie każde takie doświadczenie?
Dystansu.
Tego, że w każdej chwili, trzeba liczyć się z gwałtowną jazdą w górę i niespodziewanym punktem... po którym błyskawicznie zaczynasz pędzić w dół.



























Dlatego dobrze mieć malutkie marzenia, wiedzieć jak wykorzystać każdy odcinek tej szalonej górskiej kolejki!
Przypomniałam sobie, jak wiele satysfakcji przynosi mi kontakt z prywatnymi klientami, na których ostatnio nie miałam czasu... Działam!
Może nie zyskuję materiału do publikacji na blogu - szanuję prywatność osób z którymi pracuję - ale zdecydowanie rozwijam się i z przyjemnością obserwuję , jakie korzyści przynoszą moje starania, w prawdziwym życiu prawdziwych ludzi.

Ps 1. Najlepsze (jak dotąd) rollercoastery, którymi miałam okazję jechać, to te w parku rozrywki Six Flags w New Jersey! Polecam!

Ps 2. Dziekuję Ma, za prześliczny prezent blogspotowy, który mnie zmotywował do dzisiejszego naklikania - spostrzegawczy zauważą zmianę... tak, wyżej... ciepło... gwiazdeczka ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz