3/02/2010

VIVA COMET 2010 r. c.d.

Cieszy mnie, że w mediach, internecie coraz częściej podejmuje się tematy dotyczące ubioru, stylu i wyglądu naszych polskich gwiazd.
Promuje się dobre wzorce, co przekłada się w realny sposób na kształtowanie gustu Polaków, których moda interesuje z roku na rok coraz bardziej. Dzięki temu na nasz rynek wkracza ze swoimi propozycjami sporo zachodnich, jak dotąd w Polsce niedostępnych marek. Mamy większy wybór, ulice stają się bardziej kolorowe, zwiększa się tolerancja i otwartość ludzi na stylizacyjne eksperymenty.
Może wreszcie doczekam się momentu, kiedy w naszych sklepach będzie można kupić większość tego, co sobie wymyślę - jak np. w Nowym Jorku czy Londynie.

Haha, trochę ciężej się pisze o takich sprawach, ze świadomością, że teraz i ja w małym promilu odpowiadam swoją pracą za budzenie wrażliwości estetycznej ;) a napisane słowa wtopią się w tą niezwykle rozległą, poplątaną i nieokiełznaną tkankę internetową. 
Cóż. 
Ryzykujmy, prowokujmy. Żyjmy.


Miłe słowa dodają skrzydeł.

1 komentarz:

  1. Dość optymistyczny wniosek, że "promuje się dobre wzorce". Byłbym chyba trochę bardziej ostrożny: jest, faktycznie, lepiej niż jeszcze 3lata temu, bo mniej jest dęcia i strojenia, a więcej luzu, który widać, i który świadczy o estetycznej, powiedzmy, samoświadomości. ALE proszę zwróć uwagę, że gwiazdy, choćby te z wklejonego przez Ciebie klipu, wyglądają bardzo podobnie. Jasne: to popularni artyści, w dodatku z podobnego muzycznie obszaru, czyli muszą mięć także w swoim wyglądzie coś wspólnego. Niemniej, jak myślę, warto podkreślać potrzebę naprawdę własnej (!) oryginalności - bo jeśli akceptuje się niewielką różnorodność wzorców to potem wszyscy ci, którzy je reprodukują (a taka jest chyba ogólna formuła mody) dodatkowo ten brak wyraźnych różnic podkreślają. Mi najbardziej zależy, jako temu, co chodzi po prostu chodzi po ulicach, na tych "stylistycznych eksperymentach".

    Wygląd to przede wszystkim ciężka praca - warto to podkreślać, nawet myślę mniej ekonomiczne możliwości, co przede wszystkim praca. Pójść do średnio fajnego multibrandu i wyjść stamtąd ubranym od stóp do głów, to żadna sztuka: potem i tak wszyscy spotkamy się w tłumie podobnym na kawie przy placu Trzech Krzyży. Pewnie to właśnie kwestia sklepów, których właściciele (managerowie?) są bardzo zachowawczy, a potem te nudne ciuchy i tak leżą, bo nikt ich nie kupuje.
    Brakuje mi w PL, prócz jakiś oczywistych w Europie marek (Evisu, APC, Berluti czy zwykłego RL itp.), małych autorskich multibrandów (jak choćby House of Twins), gdzie można dostać wyszukane gdzieś we Włoszech naprawdę niespotykane rzeczy.
    ECH - dość marudzenia, bo jest naprawdę lepiej!
    Pozdr.,
    Ł.
    PS
    Miły blog, nastraja pozytywnie. Będę wpadał.

    OdpowiedzUsuń