6/11/2009

Nowe cukiereczki-zabaweczki :)

Praca stylisty, tym bardziej make-up artist - jak to pięknie ujmuje język angielski - nie jest wcale łatwa, ani technicznie przyjemna.
Jest przy tym, paradoksalnie, fantastyczna...


Wymaga... wielu różnorakich umiejętności, nawet z zakresu wiedzy tajemnej.
Zazwyczaj jest zamało czasu (większość zleceniodawców potrzebuje czegoś na wczoraj, w najlepszym wypadku na jutro ;) albo - oddając sprawiedliwość - daje, owszem, dużo czasu... ale w ostatniej chwili wprowadza znaczące zmiany do projektu ), brakuje oddechu, żeby świeżym okiem ocenić i być może zweryfikować własne wybory...
Ręka z pędzlem czasem zadrży, kiedy kierownik planu wbije swój znaczący wzrok najpierw w ciebie, a później bezlitośnie - w tarczę swojego zegarka!
Najczęściej, przy stylizacjach, nie pomaga fakt, braku możliwości przymiarek.
Jak tu wniknąć w preferencję ubieranej osoby, którą poznajesz na 2h przed rozpoczęciem zdjęć...
"Ile słodzisz? " ... :)
Ale my nie marudzimy! Wszyscy mamy masę energii! Pcha nas do przodu tajemnicza siła (którą osobiście zwykłam nazywać Tasmanian Devil - sama bywam nią owładnięta i przypominam wtedy kształtem i zachowaniem takie właśnie tornado... ;) ) ta siła, to pasja, powodowana wizją i obietnicą jej urzeczywistnienia...


To cóż, że na głodniaka, czasem po nocach, cóż, że czasami z własnych środków... Liczy się efekt!
Nieważne targane w obu rękach reklamówki ciuchów, nieważne odrywane metki! (Ani nawet karcąco-kpiący wzrok sprzedawców przyjmujących zwroty!)
Często bywa tak, że wykonujesz swoją pracę, w oparciu o zdobytą wiedzę, doświadczenie, znajomość trendów i wszelakich, iście iluzjonistycznych, trików (jak ukryć brzuch/zwęzić biodra/wysmuklić szyję/uwydatnić biust/wyćwiczyć facetowi mięśnie klaty w 10 min.*...) a na końcu musisz przejść przez krytyczne sito... czyli ocenę: menadżera/producenta/wydawcy/reżysera/dźwiękowca/operatora/pani Marii ze stołówki itd.* - osób, które teoretycznie i z założenia nie są specjalistami w Twoim fachu, a których zdanie po prostu trzeba uszanować.
Oczywiście tak wygląda MOJA praca, z uporem i idealistycznym zacięciem dążę do polepszenia jej warunków :)
Nie chciałam jednak zabrnąć tak daleko w te mini minusiki ;) bo satysfakcja jest największym plusem!

I są jeszcze ...cukiereczki-zabaweczki! Oto wczoraj był dzień zakupów!


Te słodkie, landrynkowe cudeńka, kryją w sobie całą masę prze-piękności! W tych pudrowych krążkach, zamknięte są niezliczone ilości, czekających na odkrycie, wcieleń! Te soczyste kolory inspirują, mamią, czarują... Ręce same rwą się do pracy, a wieczorem nie można usnąć!
Pomijam, że oszałamiająco prezentują się w przegródkach mojego całkiem nowego, smakowitego, sprezentowanego przez Ma pink - kuferka!

Ps. A kiedy tak czarujesz, nieskończoną ilością miękkich pędzli, kolorowych specyfików... prasujesz ubrania, grasz formą i barwą, rodzajem tkaniny, dobierasz biżuterię, buty...
a pod Twoimi rękami powstaje coś nowego... To wiesz, że ta praca nie ma sobie równych!
Z miejsca nie pamiętasz, odpowiedzi na błahe pytania w stylu: która to godzina na nogach?
I po zakończonych zdjęciach ściskasz panią Marię ze stołówki!
(o ile nie poszła do domu... bo jest już północ)

__________________________________________________________________
* niepotrzebne skreślić

2 komentarze:

  1. a mnie to najbardziej interesuje co tam masz w notatkach a propos Daguerre'a...?
    niestety wyszedł biedak poza kadr ;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. no, jak to co? dagerotyp!!! :) cuuudo!!!

    OdpowiedzUsuń